środa, 27 lipca 2011

czwartek, 21 lipca 2011

Dziwny sen

Wieczór był przyjemny. Zjedliśmy pizzę na kolację, obejrzeliśmy odcinek serialu, wypaliliśmy skręta. Miałam chyba dwugodzinny słowotok (jest najkochańszy na świecie, że wytrzymuje choć u poprzednich dziewczyn tego nie znosił)

Kochaliśmy się.

Ł. dostał telefon z prośbą o pomoc od kolegów z Wrocławia, którym podtopiony samochód stanął na środku ulicy w Warszawie. Jest dobrym człowiekiem i niezawodnym kumplem, więc przepraszając mnie pognał na pomoc.

Zostałam sama. To w zasadzie nic nowego i często się zdarza. Zazwyczaj w takiej sytuacji albo nie śpię w ogóle, albo bardzo słabo czekając na niego podświadomie i przebudzając się co kwadrans. Tym razem było inaczej. Zasnęłam szybko i głęboko. Miałam sen, dziwny sen.

Oczywiście większości już nie pamiętam. Pozostały mi tylko przebłyski jak obrazy w głowie i bardzo przyjemne uczucie. Pierwszy obraz to ja w ciąży. Ale nie w lustrze ani nie widok siebie jakbym stała obok niczym duch czy narrator tylko spojrzenie w dół na moje ręce obejmujące i głaszczące pełny brzuch. Potem niemowlę, dziewczynka oczywiście śliczna z główką porośniętą ciemnymi włoskami. We śnie nazwałam ją Julka, choć wiem, że jak już przyjdzie odpowiedni czas, to nie tak będzie miała na imię moja córeczka.

Nie byłam sama. Były ze mną moja mama i babcia. Chyba miałam im oddać dziecko, choć teraz tego już nie pamiętam. Czułam miłość, którą mnie obdarzono i którą miałam przekazać dalej.

We śnie nie było Ł. To raczej nic strasznego, bo to był mój bardzo intymny sen. Jakby moja podświadomość przekazywana mi, że jestem już gotowa osobiście, wewnętrznie.

Jestem spokojna. Nie rzucimy się nagle na siebie w prokreacyjnym szale. Oboje chcemy nacieszyć się jeszcze tylko sobą, jeszcze się z nikim nie dzielić tą miłością, jeszcze przez chwilę. Ja natomiast przy Ł. pierwszy raz w życiu czuję, że mogę i chcę. Czuję się kochana i bezpieczna jak nigdy wcześniej.

PS ciekawym aspektem jest obecność samych kobiet w moim śnie



skowronek




- Posted using BlogPress from my iPhone

Location:Poznańska,Warszawa,Polska

niedziela, 26 czerwca 2011

po imprezie też Cię kocham

Jest 11.30 w niedzielę. Byliśmy wczoraj na imprezie z okazji otwarcia klubu Firley's. Spać położyliśmy się po 5-tej rano, było już całkiem jasno.

Siedzę w łóżku z laptopem na kolanach a obok leży On. Słucham równego oddechu kiedy śpi i czuję się szczęśliwa. Pierwszy raz nie czuję, że mam przewagę. Nie chcę jej i nie potrzebuję. Pierwszy raz to nie do mnie ktoś przychodzi, tylko ja przyszłam do niego a on przyjął mnie z szeroko otwartymi ramionami. Jego ramiona to moje miejsce na świecie. Szerokie i mocne sprawiają, że czuję się bezpiecznie, że mogę wreszcie odpuścić. Nie muszę już być silna, nie muszę być zaradna. On dba i troszczy się o mnie, chroni mnie przed światem. Ciepło jego ciała koi moje zmysły i uspokaja rozbiegane normalnie myśli.

Jest cicho i tak spokojnie.

Jesteś mój. Kocham Cię.

niedziela, 1 maja 2011

porno

- a oglądasz filmy porno?
- no przed Tobą oglądałem
- a jakie lubisz najbardziej?
- krótkie

:D


skowronek




- Posted using BlogPress from my iPhone

piątek, 29 kwietnia 2011

na podłodze

siedzę na podłodze w garderobie, która teraz po części też jest moja i wkładam moje życie na nowe półki.

Swoje rzeczy przywożę po kolei, po trochu. Tak jest dobrze, tak jest lepiej. Nie chcę wielkiej przeprowadzki na hura i nie chcę wielkiego zamieszania. Wszystko jest idealnie. "Przecież już tu mieszkasz i nie ma co ściemniać" powiedział mi któregoś razu. Jest tak naturalnie, krok po kroku niby bez pośpiechu ale jednak w zawrotnym tempie. Dziś przywiozłam całą walizkę i to największy z dotychczasowych transportów.

Weszłam do garderoby i usiadłam na podłodze. Jestem taka szczęśliwa. Czuję się trochę jak Carrie Bradshaw z seksu w wielkim mieście. I choć ta garderoba jest bardziej warszawska niż nowojorska (i wierzę, że nie trzeba tego porównania tłumaczyć) dobrze mi.

Znalazłam miejsce dla swoich szpilek Lanvin dla H&M. Kupiłam je fantastycznego dnia. Wieczorem była impreza w Powiększeniu. Byłam z dziewczynami z pracy i świetnie się bawiłam. Czekałam na Niego, a miał przyjechać po swoim koncercie (!) i przed porannym wyruszeniem w trasę w roli kierowcy (!!). Oczywiście przyszedł. Jak tylko się pokazał zeszłam z parkietu i poszliśmy na drinka. Nie wiem ile godzin przegadaliśmy na kanapie, ale podobno właśnie wtedy postanowił, że będzie się o mnie starał. Wychodząc zorientowałam się, że nie mam swojej bluzy ale nie przejęłam się- byłam w wyśmienitym humorze. Następnego dnia chciałam ją sobie odkupić i pojechałam do H&M. W międzyczasie cały czas wymienialiśmy się sms'ami. Pierwszy raz przeesemesowaliśmy cały dzień nie ograniczając się jedynie do naszych zwykłych pospotkaniowych uprzejmości. Oczywiście nie kupiłam bluzy, kupiłam za to sukienkę i przepiękne szpilki na które właśnie patrzę i do których się uśmiecham.

Znalazłam miejsce dla swoich szpilek z Zary, które dzielnie towarzyszyły mi w Pradze. Jeszcze noszą ślady bruku ze starówki :) Trzeba wymienić w nich fleki, ale jeszcze jutro je założę.

Kolejno wyjmuję z walizki swoje rzeczy: butki, torebki i ubrania i znajduję im nowe, wygodne łóżeczka. "Teraz tu mieszkamy, moje kochane. Ale nam dobrze."

wtorek, 29 marca 2011

Zanim zapomnę jak było

(zaznaczam, że jest to wersja zdarzeń jaką JA pamiętam. Całkiem możliwe i wręcz prawdopodobne, że ON pamięta wszystko inaczej. Wybaczam mu.)

     Pamiętacie wpis z 02 sierpnia?
Otóż znalazł się ktoś taki. Oczywiście nie od razu. Najpierw wprowadziłam się z powrotem na Mokotów, odchodziłam, wracałam, wątpiłam, wahałam się, naiwnie szukałam nadziei i biernie pozwalałam, żeby życie toczylo się swoim torem. Skupiona na Milvie i pracy- ostatnich dwóch rzeczach, na których mi zależało przepuszczałam dni przez palce zapominając o marzeniu o wielkiej namiętności.
     Sama nie wiem kiedy to się zaczęło. Był październik, może listopad. O nie! to był 07 grudnia (właśnie dostałam podpowiedź). Więc zaczęło się w grudniu. Byłam w pracy, dzień jak codzień. Zagrzebana w stertach ciuchów i dodatków nagle dostaję sms'a. Konar (wcześniej kiedyś wspominałam o nim w tryptyku sennym jako o przyjacielu Ł) zaprasza mnie wieczorem na koncert (jego koncert) do Hard Rock Cafe i oczywiście przeprasza, że tak w ostatniej chwili. Pomyślałam sobie, że w sumie to super, bo dawno się już nie widzieliśmy a bardzo się lubimy, to blisko mojej pracy no i i tak nie miałam planów na wieczór. Udało mi się namówić nową koleżankę z pracy Olę, żeby ze mną poszła. Nie chciałam iść sama, żeby nie czuł, że musi mnie niańczyć no i w razie czego nie chciałam pić piwa przy pustym stoliku. Ola się zgodziła.
     Był to czas kiedy na prawdę do późna siedziałam w pracy (pracy bylo dużo a ja niespecjalnie miałam dokąd wracać)
     Jak przyszłyśmy byli już na scenie. Ku mojemu zaskoczeniu Ola bawiła się dobrze. Po koncercie przywitałam się tylko w przelocie i poszłyśmy wgłąb sali usiąść przy stoliku i poplotkować trochę. Nie minęło dużo czasu jak zobaczyłam go przedzierającego się przez tłum w naszą stronę. Jako, że jest zazwyczaj głowę lub więcej wyższy od reszty ludzi, dojrzenie go nigdy nie stanowi problemu. Po drodze kupił piwo i dosiadł się do nas. We troje rozmawialiśmy i żartowaliśmy. W przyjacielskim gronie i wspomagana piwem czułam się swobodnie. Śmiałam się jak zwykle całą sobą, raz odchylałam głowę do tyłu, raz pochylałam się nad stolikiem i... nasze głowy zetknęły się. Tylko na chwilę. Pomyślałam, że to przypadek. Ale potem znowu, na dłużej. Minęło jeszcze parę chwil i oddawaliśmy się tej drobnej, przyjacielskiej przyjemności bez skrępowania. TAK, BYŁO PRZYJEMNIE!
     Następnego dnia jak zwykle wymieniliśmy się podziękowaniami i zapewnieniami jak dobrze się bawiliśmy, a także postanowieniami częstszych kontaktów. I jak zwykle pomimo absolutnej szczerości chęci zagęszczenia naszych kontaktów nie wierzylam, że w natłoku zajęć codziennych uda nam się spotykać częściej niż te nasze "raz na pół roku".
     Myliłam się.

niedziela, 27 marca 2011

LOVE GAJDA

ja: chcesz iść na koncert?
gajda: nie, nie... a kto gra?
ja: ONI
gajda: nie, nie... a gdzie?
ja: w Indeksie
gajda: nie, nie... o to blisko... jak załatwisz mi wejście za darmo, to przyjdę

:D